Nigdy nie strasz dziecka policją

Wpisałam w przeglądarkę internetową frazę „straszenie dzieci”. Pierwsze dwa najpopularniejsze wyniki, które się pokazały to „straszenie dzieci policją” i „straszenie dzieci piekłem”...



To drugie uznajmy jako ciekawostkę godną przemyślenia, a w tym momencie skupmy się tylko na tytule artykułu.

Dlaczego z naszych ust wychodzą tak krzywdzące słowa? Po zastraszanie sięgamy z lenistwa. Dużo łatwiej jest wykrzyczeć jedną frazę niż poświęcić czas na uspokojenie malucha. Czasami jest to również akt naszej bezradności. Robimy to, ponieważ nie posiadamy już innych środków zaradczych, czujemy się bezsilni. Przestraszenie dziecka jest naszą ostatnią deską ratunku: „Nie mam już do niego siły, co innego mogę zrobić?”. Rozumiem, że czasem my, dorośli, jesteśmy na tyle zmęczeni, zdesperowani, zdenerwowani [inne dopisz sam], że nie mamy siły, pomysłu i ochoty na bardziej przemyślane zachowania. Ale to my jesteśmy dorosłymi i albo uczynimy dziecięcy świat pięknym ogrodem, albo przerażającą, niezrozumiałą puszczą.

Bezpośrednie skutki. Wydają się być bardzo korzystne. Dziecko staje się posłuszne, a my możemy odetchnąć z ulgą. Dziecko wie, że nie można. Sposób jest szczególnie skuteczny, gdy w zasięgu wzroku znajduje się jakiś policjant. Czy zdajemy sobie sprawę jak bardzo dziecko może się wystraszyć?

Dalekosiężne konsekwencje. Najbardziej namacalnym skutkiem jest bezpośrednie zetknięcie malucha z przedstawicielem bezpieczeństwa publicznego. Dziecko wtedy chowa się i płacze (a uwierzcie mi, że może być to płacz przeraźliwy) – jest to objaw strachu. Niektórych dorosłych takie zachowanie może jeszcze bardziej utwierdzić w słuszności swojego postępowania. Straszą dalej. Bardzo ważną rzeczą jest to, że dziecko dalej nie pojmuje rzeczywistego powodu ograniczenia jego niepożądanego zachowania. Zamiast myśleć: „Nie mogę bić innych, bo czynię mu krzywdę”, myśli: „Nie mogę bić innych, bo złapie mnie policja”. Lub co gorsza: „Mogę bić innych tylko wtedy, gdy wiem, że nie przyłapie mnie policja”. Dodatkowo rozwija się negatywny stosunek do policji, który przejawia się brakiem zaufania, brakiem chęci do współpracy, strachem. Kontaktu z policją nie powinniśmy się bać, skoro nie mamy na pieńku z prawem; a wiele osób dorosłych dostaje gęsiej skórki jak widzi pana w granatowym mundurze. Zarażamy tym kolejne pokolenia.

Czym jeszcze potrafimy wystraszyć dzieci? Pomysłów może być nieskończenie wiele: rozgniewaną Bozią, wujkiem z dużymi wąsami, panem który zabiera dzieci, naszym bolącym serduszkiem, porzuceniem, wilkami, duchami i tak dalej, i tak dalej... Każda z wymienionych strof nie jest pożądanym rozwiązaniem problemu.

Co zamiast straszenia? Poświęcenie dziecku czasu na wytłumaczenie realnych konsekwencji jego zachowania, naszych emocji z tym związanych, obaw. Należy konsekwentnie oraz bezpośrednio po danej czynności stosować kary i nagrody.

Zazwyczaj jedna pochwała bądź kara nie wystarczy, ale ja wierzę w moc dorosłych  i wiem, że każdy z nich (nas) potrafi wypracować korzystne metody, które nie wciągną w całą sprawę nic nie wiedzących o niej mundurowych, wujków z wąsami, sąsiadów i biednej Baby Jagi, która właśnie gotuje swoją zaczarowaną miksturę gdzieś tam w najbliższym lesie. Czy o jakimś innym ważnym straszaku zapomniałam?

4 komentarze:

  1. Muszę się przyznać, że kilka razy zdarzyło mi się straszyć Krzysia... np. kiedy odbiegł mi od wózka i bałam się, że zaraz wybiegnie na ulicę. Mogę tłumaczyć milion razy, że musi iść obok wózka, albo z mamą za rączkę i to rozumie, jest niby grzeczny, ale zdarzyło mu się kilka razy testować moją cierpliwość i wtedy powiedziałam, że nie może tak uciekać, bo jak będzie daleko od mamy i pójdzie jakiś pan i pomyśli, że On jest sam, to go sobie weźmie i będzie płakał za mamusią... cóż człowiek czasem najpierw powie, później pomyśli. Jednak odnoście straszenia policją, to nigdy bym go tak nie straszyła. W końcu policja jest po to, żeby pomagać, więc dzieci nie mogą się bać. Teraz zbliżają się święta i całą rodzinkę ostrzegłam, że sobie nie życzę, żeby ktoś wpadł na pomysł straszenia Krzysia, że jak będzie niegrzeczny to przyjdzie św. Mikołaj, ale z rózgą czy coś w tym stylu... To Jego pierwsze bardziej świadome święta i chcę, żeby kojarzył je z miłymi rzeczami, a nie ze strachem przed św. Mikołajem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, dzieci mają to do siebie, że testują ile można sobie pozwolić. A w wyczuwaniu, który rodzic będzie w danej kwestii przychylniejszy, to tu już są mistrzami :)
      Bardzo fajnie, że zwróciłaś uwagę na fakt straszenia Mikołajem - mam nadzieję, że inni rodzice również będą mieli to na uwadze. Smutno, gdy powie się dziecku, że niedługo przyjdzie Mikołaj, a ono na tą wiadomość płacze i mówi: "A do mnie nie przyjdzie". Sytuacja autentyczna!

      Usuń
  2. Ale jak nie straszyć dziecka? No jak? ;) Siedzimy sobie ze Szkodunami w dziecięcym pokoju i słychać przeciąg. Wystraszony Zbój pyta 'co to?' No jak go nie nastraszyć, że to duuuuchy? Ta jego minka! ;) Niestety (wzdech) straszyć nie można, więc wytłumaczyłam co to przeciąg. :) A tak serio, straszyć - nie, ale ostrzegać - tak. Bo jeśli dziecko ucieka i znika nam z oczu. Może się zdarzyć wszystko, np. ktoś może dziecko zabrać. Trzeba więc dziecko ostrzegać przed tym, ale w taki sposób, żeby nie bało się obcych. Nie ma nic głupszego od straszenia dzieci. Nieważne czym, czy to policjant, lekarz, pielęgniarka czy Baba Jaga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie, taka sytuacja z duchami. Skoro znamy swoje dzieci i wiemy na ile możemy sobie pozwolić, to możemy na przykład rozpocząć w tym momencie zabawę w duchy. Takie straszenie, które sprawia obu stronom radość, to nic nieodpowiedniego :)

      Usuń

Copyright © 2014 Dom Na Ciepło , Blogger