„Emocje, których mi odmówiono”, czyli historia Edyty


Sukces! Udało mi się zachęcić kolejną kobietę, by podzieliła się historią swojego dzieciństwa po to, by pokazać Wam jakie zachowania dorosłych mogą wyrządzić dziecku krzywdę. Tym razem będzie o odczuwaniu. Niby taka trywialna sprawa, a tyle błędów na drodze wychowania można popełnić!


Przedstawiam Wam Edytę, która prowadzi blog mumnaopak.blogspot.com. Jej strona zawiera wiele inspiracji przyprawionych rewelacyjnymi zdjęciami. A co autorka ma do powiedzenia na temat swojego bloga?
Piszę o moim debiucie w roli Mamy. Dzielę się też swoimi pomysłami na to, gdzie szukać recepty na szczęście, co robić, by nie nudzić się w deszczowe dni i jak nie zgubić siebie, w pogoni za ideałami.
Przejdźmy do dzisiejszej opowieści. Edyta wciela się w trzy role: dziecka któremu zabraniano czuć, dorosłego który musi uporać się z przeszłością i matką która zmaga się z codziennością. A nawet cztery – gdy czytam jej słowa mam wrażenie, że gdzieś z boku pobrzmiewa głos terapeuty. Edyta pisze o sobie, ale też dużo wyjaśnia, dlatego uważam, że tym razem mój komentarz jest zbędny. Ale nie mogę powstrzymać się od jednego – przypominają mi się sytuacje w których miałam podobnie! Ta opowieść jest mi bliska…

Oddaję głos Edycie:

Co mnie denerwowało w dzieciństwie? Emocje. A raczej brak dla ich zrozumienia. I może poszanowania? To tak, jakby świat wewnętrzny dziecka był mierzony zupełnie inną miarą niż ta, która zarezerwowana jest dla dorosłych. Bo dziecko to koloryzuje. Przejaskrawia. Nie potrafi się opanować. Histeryzuje. Jest labilne i łatwo wpada w skrajności. Nie potrafi ochłonąć, ani się zdystansować. Ano nie potrafi, bo niby skąd ma mieć taką wiedzę? Nikt nie rodzi się ani z instrukcją obsługi, ani z paczką kodeków do zainstalowania, by łatwiej przystosować się do życia.

Trochę szkoda, że nikt mi nie pokazał, jak sobie radzić z trudnymi emocjami i nie powiedział, że ważna jest każda z nich. W dorosłości sporo mnie kosztowało nauczenie się siebie od nowa. Zrozumienie, że skoro czuję się źle, to z konkretnego powodu. I że powinnam dać przestrzeń do bycia i do przeżycia emocjom które się pojawiają. Do tego doszłam już jako dorosła kobieta. Bo w dzieciństwie trudno snuć takie wywody. W moim świecie małej dziewczynki emocje dzieliły się na te dobre, czyli społecznie (domowo) pożądane i złe, czyli takie których okazywać się nie powinno. To coś, jakby ekshibicjonizm. Albo wstydliwa wysypka, z którą nie należy się obnosić. Płacz oznaczał brak opanowania i histerię. "Przestań się mazgaić" słyszałam wtedy. Albo "Co to za złość? Dziewczynce nie wypada się tak dąsać". To tak, jakby złość nie znajdowała się w kanonie dziecięcych emocji (a to przecież emocja podstawowa!). Przecież udawanie, że coś nie istnieje wcale nie oznacza, że tego nie ma naprawdę.

Świadomie lub nie, rodzice chcieli, bym była uległa i taka... uładzona. Nie obwiniam ich za to. W końcu każdy popełnia błędy. A zamiast pielęgnowania żalu do końca życia ważniejsze jest to, co się zrobi z tą wiedzą "ze coś trzeba w życiu naprawić ".

Dziś sama jestem mamą i wiem, jak trudno tłumaczyć dziecku świat, oswajać go z nim i ze sobą, i jednocześnie stawiać granice, by wybuchy niekontrolowanych emocji nie doprowadziły któregoś z domowników do obłędu. Jednym słowem, bardzo trudno jest czasem dbać o emocje dziecka i swoje w tym samym momencie. Bo każda ze stron ma inne oczekiwania. Do tego dochodzi też mnóstwo innych czynników, jak cierpliwość (którą każdy ma przecież inną), zrozumienie (nad którym trzeba się mocno gimnastykować), ogólny dobrostan psychofizyczny, czy czynniki zewnętrzne lub osoby trzecie, na które nie mamy już wpływu. No i najważniejsze: umiejętność rozpoznawania emocji, nazywania ich, poszanowanie prawa do ich przeżywania nie tylko przez siebie, ale i przez innych. Inteligencja emocjonalna kłania się w pas.

Dlatego wiem, że warto wkładać więcej serca i uwagi w tłumaczenie dziecku, czym są emocje, skąd się biorą, na jakiej zasadzie działają. A co najważniejsze, jak sobie z nimi radzić. Bo nie ma złych emocji. Nawet złość i gniew nie są złe, o ile nie pójdziemy w destrukcyjne metody ich okazywania i rozładowania. Ale to jest właśnie zadanie dorosłych. Pokazanie dziecku, że wszystkie są tak samo ważne. Każda jest po coś i nie warto ich ignorować, ani zagłuszać. Bo w dorosłym życiu wszystko wraca ze zdwojoną siłą.

To jak z bólem. Możemy go zagłuszyć tabletką i się wściekać, że on i tak ciągle wraca. Możemy też dojść źródła tego bólu i wykluczyć go raz na zawsze.


Dziękuję Edyta! Pamiętajcie, że świat emocji każdego z nas jest inny. Dzieci złości, smuci i cieszy co innego niż dorosłych. Każdy ma prawo przeżywać i wyrażać swoje odczucia. Czasami trudno zrozumieć skąd dana emocja, skąd jej natężenie. Jednak to nie może być podstawą do zabronienia przeżywania! To podstawa ale do… stwierdzenia o naszej ignorancji i braku wyrozumiałości dla dziecięcego świata uczuć. Pozwalajmy czuć innym i czujmy sami.

Jeżeli chcecie tak jak Edyta opowiedzieć swoją historię z dzieciństwa w ramach cyklu 30 zachowań dorosłych, których nie cierpią dzieci to zapraszam do kontaktu mailowego. Robimy to po to, by spojrzeć na świat dziecka jego oczami i stworzyć z nim jeszcze bardziej satysfakcjonującą relację. Przyłączcie się do inicjatywy!

15 komentarzy:

  1. Zgadzam się w stu procentach z otwartym podejściem do emocji. I wydaje mi się, że to kwestia perspektywy. Jeśli zależy nam na ciszy w domu, to będziemy uciszać dziecko. Jeśli zależy nam na relacji z nim, to będziemy akceptować, że ma takie a nie inne emocje. Jak w związku :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiele zasad w związkach damsko-męskich można przenieść na relację rodzic-dziecko. Z resztą, nie da się tak łatwo oddzielić jednego od drugiego! Nasze podejście i umiejętności w relacji Z DRUGIM CZŁOWIEKIEM to pewien wzór postępowania czy względem męża, siostry czy też odnośnie dzieci.

      Usuń
  2. Czasem się zastanawiam nad tym, że wychowaniem "niechcący" zabijamy w dziecku naturalnego, emocjonalnego, człowieka. Takiego instynktownego, żyjącego tu i teraz, przeżywającego całym sobą to co dzieje się dookoła niego. I, niestety, często mam wrażenie, że tak właśnie jest. Bo to przeszkadza, jest niemile widziane. Super wpis!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to komplement dla Edyty :) Proces socjalizacji zakłada na nasze przeżywanie ramy, ogranicza spontaniczność. Ale dobra socjalizacja nie powinna zakazywać odczuwania. Jej zadaniem jest nauka rozpoznawania emocji i wyrażania ich w sposób niekrzywdządzy innych i siebie. Jej zadanie to też nauka akceptacji odczuć innych osób. Niestety, ale nie potrzeba tak wiele, by zabić w dziecku emocjonalnego człowieka. Trudno o te ideały, ale dążyć do nich warto :)

      Usuń
  3. Wtrącę więc i ja swoje 3 grosze 😏 Mam wrażenie, że choć dużo się mówi o emocjach, to mało kto potrafi nimi mądrze zarządzać. Tego powinni chyba uczyć w szkole. Aby człowiek wstępując w dorosłość, miał już jakąś wiedzę. Samowiedzę przede wszystkim. Bo w domu, z nauką od rodziców bywa różnie. A to dlatego, że oni też pewnie nie mięli dostatecznej wiedzy na temat zarządzania emocjami. To ogromna praca i wysiłek dojść do tego, że coś w naszym życiu jest nie w porządku. Że trudne emocję skądś się biorą. I że mają prawo się pojawiać. Następny krok to świadomość, co z nimi robić? Jak je przepracować? Niestety, najczęściej ten proces można prześledzić u terapeuty.
    A co do komplementu, dziękuję bardzo 😚 Ale Sylwia też ma tu swój wkład. Razem pracowałyśmy nad tekstem 😃 Jest mi niezmiernie miło, że mogę być gościem w Domu Na Ciepło 💙

    OdpowiedzUsuń
  4. Proces wychowania dzieci jest bardzo skomplikowany i nie ma złotego klucza, który pasuje do każdych dziecięcych drzwi. Bardzo ważną rodzicielską umoejetnoscią jest wschluchiwanie się i adekwatne reagowanie na potrzeby dzieci.
    Jesteśmy niczym drogowskaz, ktory moze wskazywać drogę i pokazywać jak ją przejść, natomiast nie jesteśmy drogą, jedyną i właściwą. To dzieci wyvierają, którą drogą pójdą i za jakim drogowskazem 😉

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciężka sprawa z tymi emocjami :)
    Mam 2 córy - i to są 2 bardzo różne osoby. To co wypracowaliśmy metodą prób i błędów z jedną - zupełnie nie sprawdzanie na drugiej. I znowu metody prób i błędów :)
    A emocje - mamy ich w domu mnóstwo :) Młodsza jest jak huragan - zmiata wszystko po drodze póki się nie wyładuje, a starsza rozmawia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli nie jest łatwo :) Powodzenia w tworzeniu dobrego klimatu emocjonalnego w swojej rodzinie! Im dzieci będą starsze tym będą miały więcej kompetencji do wyrażania siebie słowami.

      Usuń
  6. Moim zdaniem, emocje w wychowaniu dziecka są bardzo ważne. I dawanie mu pewnego wyboru w tych kwestiach. Bo nigdy nie wychowamy kogoś, kto nie będzie miał kłopotów z emocjami, jesli będziemy podejmować za niego decyzje...

    OdpowiedzUsuń
  7. Udawanie, że emocji nie ma to nic dobrego, zgadzam się. Ogólnie, uważam, że powinno się uczyć raczej obchodzenia sobie z nimi, niż udawania, że nie istnieją, albo uważania ich za złe, a osoby, która tak czuje, za złą. Oczywiście, że nigdy nie jest za późno na naukę, ale jednak w dzieciństwie łatwiej przyjąć pewne wzorce, niż w życiu dorosłym, kiedy wymaga to naprawdę ciężkiej pracy.

    OdpowiedzUsuń
  8. Mimo wszystko odnoszę wrażenie, że my jako rodzice, jesteśmy na dobrej drodze. Co raz częściej bowiem spotykam się z wrażliwością rodziców na emocje i odczucia dziecka (np. w kwestii przeżywania bólu fizycznego, dawniej bardzo popularne było stwierdzenie "nic się nie stało, o zobacz samolot!" - czyli odwracanie uwagi.) Było to wszystko robione w dobrej wierze. Ale skutki niestety ponosimy w wieku dorosłych. Bardzo upraszczając - tłumiły nasze emocje, nie potrafimy przeżywać (w dużej mierze, nie chcę generalizować). Na szczęście wiedza i jej dostępność pomaga nam współczesnym rodzicom. :) dostrzegamy pewne zależności (wychowanie - ja współczesny dorosły). Wiemy, co i jak mogło na nas wpływać pozytywnie / negatywnie. Jesteśmy świadomi tego, w jaki sposób próbować ustrzec się przed pewnymi zachowaniami względem naszych dzieci. Oczywiście - z różnym skutkiem :)
    Dzieci sa świetnymi nauczycielami :) przy nich wzrastamy, dzięki czemu nasze braki (np. W kwestii inteligencji emocjonalnej) jesteśmy w stanie nadrabiać. Czasu nie cofniemy, ale możemy sprawić, że nasza wspólna (rodzinna) przyszłość będzie lepsza. Czeka nas dużo pracy, ale chyba każdy rodzic jest tego świadom ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście, wychowanie też nie jest jedynym determinantem naszego późniejszego życia emocjonalnego. Autorka powyższej historii najlepszym przykładem tego :) W każdej chwili możemy zmieniać na lepsze :)

      Usuń
    2. To prawda. Trudno jednak w krótkim komentarzu ustosunkować się do wszystkiego :)
      Chciałam zwrócić uwagę na to, jak wielki wpływ rodzice wywierają na swoje dzieci i sa tego swiadomi coraz bardziej :) o czym świadczy samoedukacja wielu z nich itd. Oraz praca nad sobą :) jesteśmy złożonymi istotami, które formują sie przez długie lata. Jedna dom rodzinny tworzy fundament.

      Usuń
  9. Emocje, to bardzo szeroki i w sumie trudny temat. To co nas spotka w dzieciństwie, to potem rzutuje na całe nasze dorosłe życie.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 Dom Na Ciepło , Blogger