Styczeń był fajny!

W życiu wyznaczamy sobie wiele celów do których nieustannie dążymy. Gdy uda nam się coś osiągnąć to cieszymy się tym dosłownie chwilę i pędzimy dalej. Wchodzimy na wielką górę, by napawać się pięknym widokiem niespełna przez pięć minut. A potem kolejne wyzwanie i kolejna wspinaczka.


Często nie pamiętamy o tym co wyszło. To co fajne i dobre w naszym życiu traktujemy jako coś normalnego. Nienormalne są porażki, które potrafią skutecznie przytłoczyć zalety. Wyznaczyliśmy sobie noworoczne postanowienia. Nie doceniamy tygodnia robienia szóstki Weidera, chociaż do tego momentu nie byliśmy w stanie zdobyć się na większy wysiłek . Myślimy jedynie o tym, że nie schudliśmy tyle ile chcieliśmy, przez co zniechęcamy się do kolejnych ćwiczeń.

Chodzi o to żeby doceniać własne wysiłki i bardziej przychylnym okiem patrzeć na codzienność. Chodzi o to żeby wzmacniać chwile radosne. Chodzi o to żeby nagradzać się za wysiłki a nie za sam cel. Chodzi o to żeby umieć się doszukać w nieprzyjemnych zdarzeniach czegoś dobrego. Chodzi też o to żeby cieszyć się własnym życiem i traktować je jako wyjątkowe. Idą drogą dwie osoby i patrzą się na Słońce. Pierwsza mówi, że strasznie razi ją w oczy, spuszcza głowę i patrzy ponuro w szary asfalt. Drugą cieszą promienie ogrzewające twarz, pobudzające rośliny do życia, dające światło... Zobaczcie co mam na myśli mówiąc, że w styczniu było fajnie:


Miałam dość zimy i na jej umilenie kupiłam hiacynt. Zimę nie tylko umiliłam ale też przepędziłam, bo kwiat rozkwitł tego samego dnia co stopniał śnieg. Jestem zaskoczona, że z niepozornego zalążka po tygodniu wybuchły wonne kwiaty. Pięknie wyglądają!


Kitę już znacie. Miał być kocur a jest kotka... Zwariowana i nieobliczalna. Zima to zdecydowanie jej pora roku :)


Styczeń to przede wszystkim praca (stąd tak mało nowych postów na blogu). Wiele rzeczy musiałam wykonywać w domu, a jeden weekend wypadł całkowicie przez zjazd szkoleniowy. Na zdjęciu zdanie podsumowujące kurs. Mój rozwój zawodowy idzie pełną parą :) 

Czeka mnie kilka dni urlopu, więc uparcie poszukuję oferty wypoczynkowej. Odkryłam fajną stronę Samolotem Taniej, którą w przyszłości z pewnością wykorzystam. Może polecicie coś na kilkudniowe bezśniegowe ferie?


Zrobiłam torcik bezowy! Po takich wyczynach czuję się jak master chef :) I kolejna miła rzecz - komentarz Małgosi, która wygrała kolczyki w moim ostatnim konkursie. Wspaniale poczuć się docenionym :)

Styczeń był fajnym miesiącem. A dla Was?
Ps. Jeśli stworzycie podobny post na blogu to koniecznie wklejcie tu do niego link.

3 komentarze:

  1. Tort bezowy wymiata! Ależ bym taki zjadła! Ja zawsze lubię styczeń, zawsze jest miesiącem pełnym energii, w którym chce mi się działać i styczeń zawsze obfituje w "chwile radosne"! Styczeń jest fajny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślałam, że mi mikser nie wytrzyma bo rozgrzał się niesamowicie, ale wszystko wyszło dobrze i pierwszy torcik bezowy okazał się sukcesem :) Zazdroszczę energii w styczniu. Mój power time to marzec-maj. Czekam z niecierpliwością :)

      Usuń
  2. Ale tu miło u Ciebie, a kocik przepiękny. Dla mnie styczeń to nowe, to zmiana, to energia

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 Dom Na Ciepło , Blogger