NIE dla przedświątecznej wyprawy do sklepu zabawkowego z dzieckiem

Zbliża się czas Bożego Narodzenia. Zaczynamy myśleć o tym co kupić swoim pociechom. Chcemy, by prezent dla nich był wyjątkowy. By cieszył.

Dlatego badamy. Staramy się poznać potrzeby dziecka, ale wchodzimy też głębiej - w świat marzeń. Robimy to na różne sposoby. Jedni pytają malucha wprost, inni proszą o rysunek, jeszcze inni pomagają przy pisaniu listu do Mikołaja. Jest wiele możliwości, a ja opowiem Wam o tej, którą zdecydowanie odradzam...

Okres przedświąteczny wiąże się ze wzmożonym ruchem w sklepach zabawkowych. Ale nie chodzą tam tylko dorośli. Wielu z nich przyprowadza ze sobą dzieci. I taki czterolatek z oczami jak pięć złotych biega od półki do półki. Pokazuje rodzicom co mu się podoba, co by chciał najbardziej. Mama lub tata wyraża zainteresowanie, przytakuje, kiwa głową, a potem... każde wychodzić! Dziecko zgłasza sprzeciw. Rodzic nalega. Pojawiają się pierwsze łzy. Zaraz potem padają słowa: Może Mikołaj ci przyniesie. Niektórzy jeszcze dodają ...jak będziesz grzeczny(a). Dziecko nie potrafi zrozumieć.

I ja też nie rozumiem. Takie sceny widziałam na własne oczy. To jest jak machanie pizzą przed nosem wygłodzonego. Kuszenie, a potem odebranie. Rodzice "nakręcają" swoje dzieci. Skoro mama czy tata pytają, wykazują zainteresowanie to szanse posiadania rosną. Krzyś już wyobraża sobie jak bawi się kolejką. Ania widzi jak ściska pięknego konika. Adaś uśmiecha się na myśl zabawy samochodzikiem. A potem następuje wielkie rozczarowanie. Obietnice nie mają znaczenia. Dla malucha perspektywa zbliżających się świąt to coś niezwykle odległego. Zresztą, emocjonalnie chce on zabawkę tu i teraz! Negocjowanie z emocjami nie jest proste...

Czy takie wyjście do sklepu dziecku w czymś pomaga? Czy bardziej będzie się cieszyło z otrzymanego później prezentu? Powiem tak: jeśli nie wiem co jest na planecie Imagination, która znajduje się miliony lat świetlnych stąd to nie pragnę oferowanego przez nią dobrobytu. Trochę jak w tym powiedzeniu: Czego oczy nie widzą tego sercu nie żal. Dziecko będzie się cieszyło z zabawki, którą sobie wymarzyło spośród zabawek które zna. Jeżeli zwiększymy spektrum poznanych przedmiotów, nie będzie to oznaczało, że dana rzecz ucieszy bardziej. 

Tak w ogóle, czy chwilowa zachcianka zasługuje na miano marzenia?
Jakie są szanse, że okaże się czymś trwałym?

Zabranie malucha do sklepu jedynie w celu wywiadu zaliczyłabym do drastycznych rozwiązań. Rodzice, pamiętajcie jak może się to zakończyć. Są inne sposoby przeprowadzenia przedświątecznego wywiadu. A może postawić na niespodziankę?

3 komentarze:

  1. ja myślę, że mało jest dzieci, które na pytanie, co chciałyby dostać nie potrafią odpowiedzieć. większości dzieci nawet nie trzeba pytać, o czym marzą. one ciągle o tym mówią :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście w większości tak. Ale jeszcze w tym tygodniu rozmawiałam z dzieckiem, które na zapytanie "Co chciałbyś od Mikołaja?" odpowiedziało: "A takie tam pierdoły". Nie dowiedziałam się :)

      Usuń

Copyright © 2014 Dom Na Ciepło , Blogger